„Chłopak chwycił jedno ucho od skrzyni i dziarsko uniósł w
górę. Problem był z tym faktem jednakże poważny, gdyż Chłopak uczynił ten ruch
nadgorliwie i nazbyt ochoczo, nie czekając na podobny ruch wykonany symultanicznie
przez Oberżystę. Masa skrzyni była słuszna, toteż sińce, obtarcia i rany
powierzchowne kończyn dolnych Chłopaka również słuszne były. Pojemnik okazał
się wytrzymały i na szczęście gospodarza, i przede wszystkim jego portfela, nie
uległ uszkodzeniu. Pomijając jednakże to chwilowe zdarzenie z pojemnikiem, jego
zawartość była w tym momencie tematem przewodnim dla Oberżysty i jego
kulinarnych zamierzeń na ten szczególny dzień.
Gospodarz wręczył woźnicy dwie monety, ten cmoknął i
odjechał. Pośrodku podwórza stała skrzynia z dębowego drewna opatrzona tylko
jedną pieczęcią w kształcie muszli przegrzebka z literą „B” pośrodku. Tuż obok
stał Chłopak i z kwaśną miną masował obolałe golenie.
- Zostaw te gicze w spokoju i idź do kuchni, niech Żona
przemyje je czystą wodą – na te słowa Oberżysta wskazał mu drzwi i zabrał się
za swój cenny nabytek. Pakunek wyglądał naprawdę solidnie i problem Chłopaka
mógł również zostać jego problemem. Kilka chwil obliczeń w myślach i Oberżysta
chwycił oburącz sznurowe uszy skrzyni.
- Co pan robi, niech pan zaczeka! – do trwałego uszkodzenia
kilku kręgów lędźwiowych Oberżysty na całe szczęście nie doszło. Pod ganek
podjechał konno listonosz i pośpiesznie zeskoczył z siodła tuż przy cennym
ładunku gospodarza. – Pan poczeka, pomogę panu, niech pan chwyci za tamto, a ja
za to ucho.
Kilka stęknięć, prychnięć i sapnięć i ładunek w ciężkiej,
drewnianej skrzyni znalazły swoje miejsce przy głównym stole w kuchni
Oberżysty. Gruby, stalowy łom spisał się na medal w ciągu kilku sekund. Wewnątrz
drewnianej skrzyni znajdowała się druga, mniejsza okuta żelaznymi sztabami,
zamykana na skobel. W środku tej okutej był rzeczony skarb gospodarza Austerii,
zanurzone w pokruszonym lodzie dorodne przegrzebki wprost od znajomego rybaka.
Morska zawartość pachniała wodami północy, wiatr, sól i przejmujący chłód.
- Hehehe, już czas na duży garnek – w oczach Oberżysty
pojawił się płomień pasji okraszony najprawdopodobniej nutą szaleństwa,
przynajmniej tak zdawało się listonoszowi, który ciągle stał pośrodku kuchni w
ubłoconych buciorach. – Ten naprawdę wie…
W tym momencie obraz ubrudzonej błotem podłogi dotarł do
mózgu gospodarza, pokonując uprzednio drogę z oczu przez nerwy, wszędzie
dokonując zniszczenia. Oberżysta uniósł głowę, spojrzenia jego i listonosza spotkały
się. W jednej mikrosekundzie listonosz leżał na łopatkach, waląc rozpaczliwie
dłonią o mentalną matę swego, jakże malutkiego w tej chwili umysłu.
- Korespondencja do pana – chaotyczne ruchy rąk w końcu
odnalazły przesyłkę w wielkiej torbie i z drżeniem rąk listonosz wręczył list.
- Proszę zaczekać chwileczkę – twarz Oberżysty lekko
wypogodniała i pocztowiec uspokoił się na ten widok, jakże to ułudne odczucie.
Moment później wielka ściera zmierzała w kierunku jego twarzy. – Wiadro stoi
przy zlewie, proszę posprzątać ten bajzel po sobie.
Było nie było, nie ma rady. Listonosz zamienił na tą chwilę
torbę na ścierę i jął zmywać błotne ślady. Oberżysta miał reputację ugruntowaną
od lat i wszyscy, a przynajmniej większość wiedziała, co mogło by się stać temu
co odmawia gospodarzowi. Tymczasem ten obejrzał przesyłkę dokładnie, nie
wiadomo kim był nadawca, a listonosz udawał, że nie widzi nic oprócz ubłoconych
kafli. W poszukiwaniu narzędzia do otworzenia koperty poziom jego irytacji
zwiększał się z każdą sekundą. W końcu w przypływie bezradności chwycił za
brudny nóż do masła i masakrując papier dostał się do wnętrza. Cały ten
rozgardiasz dla jednej kartki papieru. Dołożył nóż na stół, koperta trafiła do
pieca, a list od przeczytania pierwszych słów stał się teraz jedyną sprawą na
całym świecie. Po listonoszu nie pozostała nawet drobina brudu a podłodze.
List był zapowiedzią wizyty. Czy był powodem do radości,
podniecenia przed nadejściem ważnego i szczęśliwego wydarzenia? Katalizatorem
oczekiwania na przyjazd długo niewidzianego, serdecznego przyjaciela? Sądząc po
wyrazie twarzy Oberżysty, braku iskry w oku – chyba nie. Gdy gospodarz dotarł
do zakończenia i podpisu nadjeżdżającego gościa, odłożył papier na blat stołu i
zamknął za sobą drzwi do swojego własnego, intymnego miejsca, gdzieś w
najgłębszych zakamarkach umysłu.
Po upływie dwóch dość smętnych dla Oberżysty dni
zapowiedziany gość stanął w progu Austerii. Został przywitany i ugoszczony
przez wszystkich mieszkańców oberży, ale najważniejsza jej postać pozostał
nieuchwytna, aż do wieczora. Po kolacji, gdy Żona podała gościowi kieliszek
koniaku i rozpaliła w kominku przyszedł czas na to co było nieuniknione od
kiedy niesławny list ruszył w drogę do swojego adresata.
- Witaj przyjacielu – głos Oberżysty ponad kontuarem
przedzierał się przez półmrok izby wytrącając gościa z zadumy.
Mężczyzna średniego wieku, niewyróżniający się niczym
szczególnym, obrócił się powoli i przywitał gospodarza nieśmiałym uśmiechem.
- Wiedziałem, że prędzej, czy później spotkamy się ponownie
i spotkanie to nie będzie należało do szczęśliwych, ale może się mylę –
zarzucił ścierkę na ramię i usiadł naprzeciw gościa. Jego postać spowijał teraz
blask ognia tańczącego żwawo po palenisku dużego, kamiennego kominka.
- Szpilki i ziarenka piasku, pamiętasz? – gość wzniósł
kieliszek w geście toastu i umoczył usta w trunku. Oczy gospodarza ślepo
wpatrzone były w igrające płomienie. – Nie chciałem tu przyjeżdżać, ale chyba
nie miałem wyboru?
- Rozumiem, że wiesz, iż twoja wizyta w tych progach jest powrotem
bardzo niemiłych wspomnień, które dawno się zatarły – Oberżysta utkwił wzrok w
płomieniach. – Choć jesteś moim przyjacielem na dobre i na złe, ale przez to,
że tu wróciłeś złamałeś naszą umowę.
Gość upił z kieliszka i zamknął oczy. Słowa gospodarza
najwyraźniej nie były mu obojętne, ale starał się ukryć swoje emocje,
jakiekolwiek by teraz nim nie zawładnęły.
- Szpilki i ziarenka piasku, przyjacielu, nawet ty! – Na te
słowa Oberżysta wstał i zdjął ścierkę z ramienia.
- Przyjeżdżając tutaj po tylu latach nie dałeś mi wyboru,
ale to ty powróciłeś tutaj, najwyraźniej zapominając co sobie nawzajem
obiecywaliśmy, co razem przeszliśmy i co w końcu powiedzieliśmy sobie w dniu,
gdy stąd odjeżdżałeś – po tych słowach odwrócił się na pięcie i chciał opuścić
izbę, ale gość chwycił mocno jego nadgarstek i przytrzymał w miejscu.
- Za nim stąd wyjdziesz, przypomnę ci wszystko co razem
przeszliśmy, czy tego chcesz czy nie, bo najwyraźniej o tym zapomniałeś –
uścisk mężczyzny był niczym ze stali i Oberżysta nie miał możliwości wyrwania
się i ucieczki do kuchni. Stał w miejscu. Po chwili zaprzestał wyrywania się, a
gość uwolnił go z uścisku.
- Szpilki i ziarenka pisaku. Ty mi to powiedziałeś po raz
pierwszy, ty to wymyśliłeś. Nasze spotkanie, nasz wspólny interes, moja rodzina
i nasza przyjaźń. Odkąd się spotkaliśmy nasze drogi krzyżowały się
niewspółmiernie częściej niż normalnych wspólników w interesach, to była
przyjaźń, obojętnie jak ją definiować. Mogłem zawsze na ciebie liczyć. I w
końcu ja rewanżowałem ci się jak tylko mogłem najlepiej – gospodarz usiadł
ponownie, twarz skryła się w dłoniach. – Pracowaliśmy razem, byliśmy młodzi,
potem mężnieliśmy. To ty poznałeś mnie z tą blond pięknością, która potem
stanęła ze mną na ślubnym kobiercu. Ty, nie nikt inny chciałeś być ojcem
chrzestnym mojej małej córeczki. Któregoś dnia, chyba już było po zmroku,
przyszedłeś do nas w wielkim pluszowym miśkiem, większym niż ty sam. Potem, tak
dla przekory spytałem sklepikarza, ile dałeś za niego to mówił, że nawet nie
planował go sprzedawać, bo i tak nikt by go nie kupił. Ale to nie twoje
materialne zaangażowanie było tu najważniejsze. Ziarenka piasku, przyjacielu.
Budowaliśmy wszystko małymi kroczkami, ty swoje i ja swoje życie, oraz ten nasz
wspólny mały interes. Zawsze marudziłem i zawsze ty dodawałeś mi otuchy, kiedy
się nie wiodło. Gdy nam ubyło pewnej zimy klientów mówiłeś, że są na świecie
tacy, którzy budują swoje szczęście skalnymi blokami, że dostają od Boga całe
wiadra błogosławieństw, ale to my czujemy ten prawdziwy smak Bożej Łaski,
chociaż skapuje nam tylko po kropelce. Ciągle potem powtarzałeś, że mur
zbudowany z milionów ziarenek piasku może być o milion razy mocniejszy od tego,
który ma tylko kilka wielkich bloków skały. Patrzyłem na ciebie i wiedziałem,
że nie jesteś zwykłym młodzieniaszkiem z palącą się głową, widziałem w tobie
pewien potencjał. Mieliśmy też gorsze chwile, których doświadczaliśmy osobno,
albo razem. Chociażby wtedy, gdy napadli na ciebie i miałeś złamaną nogę, gdy
dopadła mają córeczkę choroba, gdy konkurencja podkładała nam świnie, gdy trąba
powietrzna zerwała nam dach, a niebyło pieniędzy by to naprawić, albo kiedy
chcieli niesłusznie oskarżyć cię o kradzież. Z początku nie mogliśmy się
pogodzić z tym, ale potem powiedziałem ci, że to jak ze szpilkami. Mówiłeś, że
ciężko nas Stwórca doświadcza, a ja ci wtedy, że wcale nie, że to tylko
szpilki. Jedni muszą doświadczyć czegoś potwornego, mocnego, jak kula armatnia,
czegoś co często ich łamie. Ból jest wtedy potworny na duszy i często nie można
tego przetrwać. My nie oberwaliśmy kulą armatnią. My co dzień doświadczaliśmy
mniejszych, albo większych szpilek. Każda nas doświadczała i stawaliśmy się
przez to silniejsi. Każdego dnia. Gdyby nie te ziarenka piasku, które mi
uświadomiłeś, nigdy nie doszlibyśmy do tego co teraz mamy, gdyby nie te
cholerne szpilki, których musieliśmy doświadczać, każdego nawet dnia, nie
byłbyś tym kim teraz jesteś i nie byłoby twojej rodziny. Gdyby nie te cholerne
szpilki to nie spotkalibyśmy się ponownie teraz, bo nie przetrwałbym śmierci
mej żony. Gdyby nie te cholerne szpilki nie przetrwałbyś tego co ciebie
spotkało – gość odstawił kieliszek. – To te szpilki dały nam siłę, to te
ziarenka dały nam nadzieję.
- Ale w końcu mieliśmy dość i rozstaliśmy się, umawiając, że
więcej nie spotkamy się – Oberżysta odkrył twarz, wstał i zarzucił ścierkę na
ramię."