wtorek, 10 stycznia 2012

Oberżysta cz. 4

„Bardzo natrętny promień porannego Słońca spowodował powrót Oberżysty z krainy snów do krainy bardzo szarej rzeczywistości. Ale, gdzież tam, dlaczego zaraz szarej! W końcu to pierwszy słoneczny poranek od tygodni. Od takiej ilości wody w powietrzu robiła mu się skóra praczki bez siedzenia godzinami w kąpieli.
Na dobry początek otworzył jedno oko, prawe. Z tym drugim musiał trochę poczekać, gdyż ta druga połowa jego twarzy wciąż zatopiona była w puchowej poduszce. Ujrzał świat w jasnych promieniach. No, może nie do końca świat, ale przynajmniej swoją od lat nie remontowaną sypialnię. Nic od wczorajszego wieczoru nie uległo zmianie, cóż cuda zdarzają się rzadko i to w poważnych przypadkach. Podniósł głowę i pomimo wysoce energetycznego wpływu tego styczniowego porannego światła proces ten trwał całe lata świetlne. W końcu udało mu się po kilkunastu dłuższych chwilach spionizować. Dokonał porannej toalety, przywdział strój roboczy i ruchem posuwistym ruszył ku kuchni.
Zmierzając swoim tempem w kierunku stanowiska pracy dokonał bardzo ciekawego odkrycia, otóż ktoś w sposób usilny, wręcz natrętny, domagał się wpuszczenia go do izby, czyniąc to zapewne swoją pięścią, bądź innym kościstym kulasem. Gości na pokojach obecnie nie posiadał, gościniec zasypany był śniegiem po pas dlatego Oberżysta pozwolił sobie na dłuższy sen, póki Słońce nie każe mu wstawać. Chwycił ścierkę z kontuaru, zarzucił sobie na lewe ramię i otworzył drzwi frontowe. Na werandzie stała starsza kobieta podpierając się laską. W ustach trzymała zapaloną, prostą fajkę. Wyglądała bardzo osobliwie i zadziałała na Oberżystę, jak kubeł zimnej wody na głowę i filiżanka bardzo mocnej kawy do żołądka. Nie wiedzieć dlaczego.
- Czy masz kakao gospodarzu? – pyknięcie z fajki.
Od góry: czarny melonik, siwe włosy zaplecione w gruby warkocz, twarz naznaczona zmarszczkami, pogodne, niebieskie oczy, mała, prosta, drewniana fajka, kolorowa, ludowa chusta, wełniana marynarka, szara spódnica z grubego sukna zdobiona kolorowymi, filcowymi kwiatami, uśnieżona od spodu, sięgająca ziemi. Butów widać nie było. No i oczywiście laska, z czarnego drewna z białą rączką. Co to za osobliwa starowinka. Uśmiech zagościł na twarzy Oberżysty, tuż pod szeroko rozwartymi oczami. Zaczynał się gapić.
- Zapytałam, czy masz kakao gospodarzu? – drugie pyknięcie z fajki. Na twarzy starej kobiety wymalował się grymas zniecierpliwienia.
- Ależ oczywiście, proszę do środka – wskazał ręką izbę. Gdy go minęła wychylił się na zewnątrz. Na śniegu widać było duże ślady w kształcie łez wiodące od strony gościńca. Odwracając głowę zauważył przyczynę dziwnego tropu staruszki – śnieżne rakiety, takie jak na rycinach przedstawiających brodatych traperów z naręczem bobrzych skór w dłoni.
- W takim razie zrób gorącą czekoladę, a do tego usmaż mi parę jajek na smalcu.
Trzecie i ostatnie pyknięcie. Długi paznokieć małego palca wygrzebał niedopałki tytoniu na podłogę, kilka uderzeń fajką o parapet i staruszka zdjąwszy kapelusz i wierzchnie ubranie usadowiła się za ławą.
- A skąd to starsza pani i dokąd zmierza? – rzucił pytanie, by trochę ocieplić atmosferę od chłodnych komend starszej kobiety. W odpowiedzi posłała mu spojrzenie temperatury zera absolutnego, co siłą rzeczy spowodowało zamarznięcie rubasznego chichotu jeszcze przed strunami głosowymi. Po chwili grozy, jak za pstryknięciem polarne spojrzenie wyparowało i usłyszał odpowiedź. – Jak stwierdzę, że śniadanie było zjadliwe to dostaniesz sowitą zapłatę.
Co kogo obchodzi, że odpowiedź nie na temat, ale… Zdjął ścierkę z ramienia i ruszył do kuchni.
Z przyczyn wspomnianych wcześniej (głównie ten śnieg na gościńcu i brak pensjonariuszy) pozostali domownicy jeszcze spali, jedynie Chłopek oprzątnął zwierzęta i pewnie poszedł wylegiwać się dalej. Uruchomić kuchnię musiał więc samodzielnie, dlatego zanim staruszka otrzymała swoje śniadanie spokojnie upłynęła godzina. Wychodząc z kuchni z talerzem świeżej jajecznicy i kubkiem pachnącej, gorącej czekolady zauważył, jak kobieta składa jakieś papiery i spina gumką brązowy notatnik.
- Proszę, zgodnie z zamówieniem – na ławie przed kobietą wylądowało śniadanie. – Świeże i smaczne, jak zawsze w Austerii.
Oberżysta starał się nadać ton z bądź co bądź jedynym klientem. Dla lepszego startu przykleił sobie nawet swój specjalny, trochę sztuczny uśmiech dla rozładowania sztywnych sytuacji. Efektu nie zauważył jednakże żadnego. Staruszka najwyraźniej błądziła myślami gdzieś bardzo daleko. Jej prawa dłoń zacisnęła się mocno na grubym notatniku oprawionym w brązową skórę, lewa swobodnie spoczywała tuż obok talerza. Jej nieobecny wzrok skupił się gdzieś wydawałoby się pomiędzy kubkiem czekolady, a krańcem ławy. Na twarzy malował się nie wyraźny uśmiech, prawym policzkiem płynęła pojedyncza łza. Już bez idiotycznego uśmieszku Oberżysta zapytał:
- Czy aby wszystko porządku proszę pani – zdjął ścierkę z ramienia, staruszka powróciła za ławę, zwróciła wzrok na pytającego – wydaje się pani czymś mocno zmartwiona.
- Tak jakby, ale to nic takiego – wyciągnęła z kieszeni białą chustkę z małym czerwonym haftem – to tylko bagaż z przeszłości, naprawdę nic takiego.
Otarła łzawiące oczy, schowała chustkę, łyk gorącej czekolady i jeszcze gorąca jajecznica ze świeżym ciemnym chlebem. Oberżysta wzruszył lekko ramionami zarzucił ścierkę z powrotem na jej zwyczajowe miejsce i ruszył do kuchni.
- Myśli pan, że po tylu latach odezwie się do mnie i pokarze mi wnuka? – pytanie choć wypowiedziane łagodnym niczym muśnięcie tonem trafiło Oberżystę znienacka. Odwrócił się i spojrzał w kierunku kobiety, jakby nie do końca dosłyszał wypowiedzianą w jego kierunku kwestię. – Coś pani mówiła?
- Ma pan jakieś dobre czerwone wino albo lepiej miód.
- Jasne… - w tym momencie już nic nie rozumiał, ale coś jakby w środku mu drgnęło. Po chwili odkorkował butelkę trójniaka i nalał staruszce.
- Niech pan sobie też naleje, zapłacę – położyła obok kieliszka równowartość całej butelki – Chcę coś panu opowiedzieć.
- Pytał się mnie pan dokąd zmierzam. Otóż, zaczynając od początku, mam córkę w wieku ponad czterdziestu lat, a nie widziałam jej od ponad dwudziestu. Opuściła dom po kłótni ze mną. O co poszło, teraz już nie pamiętam, stara jestem, ale wiem jedno, że to moja wina. Ja jestem uparta, ona ma to po mnie, dlatego odeszła. Miała mieć dziecko, mnie się to nie uśmiechała, bo bez ślubu była. Twierdziła, że go kocha, a on ją, ale nie chciała powiedzieć kim był. Wściekłam się. Nie miała nawet osiemnastu lat, sama jeszcze nie dawno dzieckiem była. A tu coś takiego. Nie chciała słyszeć o ślubie. Twierdziła, że on się na to nie zgodzi i jego ojciec pewnie też. Jak pierwszy raz zaszłam w ciążę nie też nie miałam dwudziestu lat. Ojciec zrobił mi karczemną awanturę, ale wyszłam za mąż za ojca dziecka. Dziecko przyszło na świat martwe. Po latach urodziła się ona. Nie sądziłam, że powtórzy mój błąd. Powiedzieliśmy sobie o jedno słowo za dużo i kazałam się jej wynosić. Byłam wściekła. Na nią, na siebie. Następnego dnia już jej nie było. Potem dała tylko jeden raz znak życia. Przysłała krótki list, a w zasadzie notę, że urodziła syna, jest zdrowy i nic od nas nie chce, to wszystko. Po kilku latach zmarł mój mąż, nie zawiadomiłam jej, nie wiedziałam gdzie mieszka. Zestarzałam się. Aż pewnej zimy dowiedziałam się, że zostało mi może ze dwa-trzy lata. Rozpytywałam wszystkich, którzy ją znali, gdzie mogłaby być, ale po latach to prawie niemożliwe. W końcu ktoś powiedział mi, że teraz mieszka w Stolicy. Chciałam, zanim zejdę, zobaczyć mojego wnuka. Teraz to pewnie dorosły mężczyzna, może ma już żonę i dzieci – łza spłynęła po lewym policzku, po chwili skończyła żywot na białej chusteczce z czerwonym haftem – Niewiele mi życia pozostało. Myśli pan, że przyjmie starą matkę?
Cisza przejęła we władanie całą izbę. Odpowiedzi na zadane pytanie nie było. Wymowna cisza, stara kobieta i człowiek ze ścierką na ramieniu. Dźwięk odkorkowywanej butelki i chlupot zapełnianego kieliszka. Sekunda opróżniania naczynia. Gardło chwilowo zalane. Chwila.
- Zawsze można powiedzieć przepraszam – odsunął pieniądze od siebie – na koszt firmy.”

Inspired by Li... neee by Making Mirrors - Gotye

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz