niedziela, 3 lutego 2013

Oberżysta cz. 9


„Izba zamieciona, stoły wysprzątane i na nowo zastawione, kontuar w idealnym porządku. Zegar wybił godzinę dziesiątą wieczór. Fartuch na swoim miejscu. Sobota dobiega końca, jutro niedziela. Ręce wypoczęte i gotowe, ciasto wyrosło. Nadszedł ten moment w życiu Oberżysty, który co tydzień wyznacza mu rytm na kolejne dni. Jeżeli coś zaniedba to efektu nie będzie i tydzień nie będzie taki jak trzeba. Niepotrzebna nuta smutku splami jego życiorys. Tu wyznacznikiem jest ciężka praca i serce, tego nie wolno oszczędzać. Tu jest jak z dziećmi, jak wypracujemy ich początek wtedy same się obronią przed trudnym światem, tak tutaj, jak wypracuje się początek to tydzień nie będzie wyzwaniem. Ta chwila jest jego wyznacznikiem, jako gospodarza tej Austerii. Przez jej pryzmat będzie się postrzegał, a być może i inni będą go postrzegać, ale to jest mniej istotne. On zna swoją wartość i wie jak powinien się teraz zachować. Wstał, tym razem ścierka, czysta, biała i wykrochmalona zatknięta była z tyłu, za fartuch, a nie przerzucona przez ramię. Kuchnia była gotowa, wszystko na swoim miejscu. Ten moment miał coś z misterium, prosta, acz tajemnicza sztuka sprawiania, że życie brnie do przodu, że ma siłę i radość we wszystkim czego dotyczy. Dzieża, stolnica i wolno gotująca się w garze woda na piecu. Rozpoczynała się prawdziwa baśń, bez zakrętów, brokatu, czy trudnych łamigłówek. Baśń o człowieku i o tym co go napędza. Gospodarz, a właściwie jego ręce, były teraz głównymi bohaterami. Od nich i od zaangażowania ich właściciela zależało to, czy rodzina i wszyscy, którzy odwiedzali jego progi będą zadowoleni. Podczas tego spektaklu ręce Oberżysty przygotują fundament jego kuchni i dnia wszystkich jego gości. Zaczynał piec chleb.
Gotowych już było kilkanaście foremek chleba na zakwasie, w piecu dochodziły kolejne. W wielkiej dzieży gotowe do ponownego zagniecenia na bochenki czekało ciasto pszenne na drożdżach. Ten cotygodniowy proces przygotowywania podstawowego chleba na cały tydzień miał w sobie coś więcej niż tradycja. W ten sobotni wieczór gospodarz był zaangażowany całym sobą w tą zgoła prozaiczną, obecną w dziejach ludzkości od zarania dziejów czynność. Niby nic, niby to tylko chleb, chleb jak każdy inny, zwykły pszenny na drożdżach, albo pszenno-żytni na zakwasie. Oberżysta jednak tak nie uważał. Oczywiście w jego jadłospisie były też inne chleby i chlebki, czy też smakowite bułki i słodkie bułeczki, które piekł od czasu do czasu, jednakże tylko tez zwyczajny, powszedni, pieczony w każdą sobotę na cały boży tydzień miał w sobie to coś co gwarantowało ludzkie powroty do tego miejsca na ziemi. Tak, dzięki temu, że poświęcił wiele lat na doskonalenie tego wypieku, jego Austeria otrzymała solidne fundamenty.
Właśnie włożył ostatni bochenek do pieca i otarł czoło z potu, gdy usłyszał pukanie do drzwi prowadzących do głównej izby. Zarzucił ścierkę na ramię i nacisnął na klamkę, za drzwiami stała Starsza Córka wycierająca talerz i kiwająca do kogoś w stronę sali.
- O co chodzi – mruknął spośród bujnej brody oprószonej białą mąką. – Piekę teraz chleb.
- Wiem tato – odpowiedziała nie odwracając głowy i nie przerywając pucowania talerza. – Przyjechali jacyś podróżni i bardzo nalegają, by się tu zatrzymać.
- No to wołaj matkę, czy Młodszą i wydajcie im pokoje – mąka z brody posypała się na podłogę. – Nie rozumiem o co tyle szumu, nie przeszkadzaj mi dziecko – już chciał zatrzasnąć drzwi, ale latorośl zastawiła je nogą.
- Ale, tato! – niedawana za wygraną i nawet odwróciła głowę serwując ojcu gniewne spojrzenie. Nieodrodna córunia tatusia. – To jest jakaś majętna para, która na dodatek uparcie chce cię poznać.
- Majętna, srajętna. Chleb muszę upiec nie zawracaj mi dziecko głowy duperelami, bo ścierą cię.
- Tato! – stanowczość ewidentnie odziedziczyła po ojcu. – To nie są pierwsi lepsi nuworysze. Tacy nie przyjeżdżają z obstawą.
W tym momencie Oberżyście zaświeciła się mała, czerwona lampeczka, gdzieś na tyłach jego mózgownicy. Prawie wszystkie chleby gotowe leżą w koszach, ostatnia partia w piecu już przekładana, ma jeszcze chwilę na dojście. Otrzepał fartuch, ścierka w rękę, poprawił czapkę i wyszedł. Na sali, przy drzwiach wejściowych, stała para młodych ludzi, całkiem urodziwych, odzianych na bogato. Na oko gospodarza mieli najwyżej dwadzieścia parę lat, może nawet równo dwudziestkę. Wychodząc zza kontuaru chwycił wiszącą na gwoździu kufajkę, gdy przywitali się skłonił lekko głową, nie przestając się im przyglądać i zmierzać w kierunku wyjścia. Mężczyzna chciał coś powiedzieć, ale wystarczyło unieść dłoń ze ścierką, by zaprzestał. Oberżysta zarzucił kufajkę na ramiona i wyszedł na werandę. Piękne cztery kasztany, mocne okute koła, przednie materiały i zdobienia, stangret, pomocnik oraz czterech konnych i nowoczesne karabiny powtarzalne to spore pieniądze.
Gospodarz zmierzył orszak, obejrzał herb na drzwiach powozu, odwrócił się, wszedł do oberży i zamknął drzwi. Zdjął kufajkę i podał ją Młodszej. Stanął naprzeciw młodych ludzi i przypatrywał się. Mężczyzna chciał się odezwać, ale w tym momencie jedna ręka Oberżysty zarzuciła ścierkę na ramię, a druga znaczącym gestem wybiła ten pomysł z głowy mężczyźnie. Wyraźnie poirytowało to kobietę, gdyż postanowiła zakończyć tą dziwną sytuację i przejść do rozmowy.
- Przepraszam, ale…
- Po co tu przyjechaliście? – pod tym dachem, o tej porze to gospodarz zadaje pierwszy pytania.
Mężczyzna zrezygnowany postanowił poobserwować sufit głównej izby Austerii, ale twarz kobiety wyraźnie domagała się zmiany nastawienia gospodarza stosownie do proweniencji gości.
- Po pierwsze – ton domagał się tego samego – Dobry wieczór, od tego wypadałoby zacząć. Po drugie, nazywam się...
- Wiem, kim państwo są – z kolei wyraz twarzy Oberżysty nie domagał się niczego, był równie beznamiętny, jak jego ton. – Proszę mi wybaczyć stanowczość, ale to jest gospoda przy najruchliwszym gościńcu w kraju i odpowiednia postawa jej gospodarza jest jak najbardziej wskazana, a państwo raczej z jej usług korzystać nie zamierzają, chyba że się mylę.
- No nie – wyrwało się mężczyźnie, który reakcji swej towarzyszki raczej nie zauważył – my w zgoła innym celu.
- Tak, zamieniam się w słuch – nutka sarkazmu spadła na deski podłogi.
- Drogi panie – teraz rezygnacja na przemian z irytacją słyszalna była w głosie młodej kobiety. – Proponuję rozpocząć naszą rozmowę od początku. Skoro już pan wie kim jesteśmy i domyślił się również, że nie jesteśmy w podróży i skłonni do odpoczynku, przedstawię to z czym do pana przybyliśmy z mężem – ku lekkiemu zaskoczeniu pary gospodarz wskazał gościom najbliższy stolik oraz szybkim gestem przywołał córkę do siebie w celu odebrania wierzchnich nakryć. – Pańskie dobre imię, jako znamienitego gospodarza znana jest już w całym kraju oraz poza jego granicami. Wiemy, że wszyscy podróżni i goście bywający w pana progach z wielką chęcią chcą tu powrócić. Wiemy, że chwalą gościnność i jadło w Austerii, ale wiemy także, że pańskie dania nie należą do wykwintnych, tak jak w stołecznych lokalach, ani że nie jest pan typem wielce miłego i kulturalnego człowieka. Nie wiemy, jak udało się panu na bazie takich, nazwijmy to, atutów zbudować tak dobre imię. Wiemy natomiast czego chcielibyśmy z mężem od pana – na to mężczyzna wyciągnął ze skórzanej teczki plik kartek i położył je na stole przed Oberżystą. – Chcielibyśmy poznać pański klucz do sukcesu oraz rozwinąć go i rozsławić jeszcze dalej niż obecnie to dobre imię, które jest jego wynikiem.
- Krótko mówiąc – tu wtrącił się mąż kobiety – chcielibyśmy odkupić od pana gospodę i zatrudnić, jako naszego głównego szefa tutaj, czy gdziekolwiek indziej. Dzięki pana talentowi oraz naszych sprawdzonych metod osiągniemy wielki sukces. Dla pana równoznaczne będzie to z rozsławieniem umiejętności kulinarnych na cały świat, a dla nas naprawdę duży zysk. Wystarczy tylko podpisać papiery, a wszystko się zmieni i z prowincjonalnej gospody uczynimy naprawdę wyjątkowe miejsce, dzięki naszym funduszom i pańskim przepisom.
Oberżysta przyglądał się młodym krezusom i… nic. Upłynęło kilka naprawdę długich minut, a gospodarz siedział i tylko patrzył się na bogatych młodzian. Sytuacja stawała się coraz dziwniejsza i goście zaczęli kręcić się z niecierpliwości i spoglądać to na Oberżystę, to na papiery, to na siebie nawzajem, za nic nie potrafiąc zrozumieć tej przeciągającej się ciszy. W tym właśnie momencie, zupełnie jakby wyczytał ich konsternację z ich myśli, gospodarz wstał, zabrał dokumenty ze stołu i podszedł do drzwi. Goście wstali z miejsc, chyba któreś chciało coś powiedzieć, albo jedynie wykonało z tej pogłębionej konsternacji jeden z tych dziwnych ruchów, które trudno wytłumaczyć, a potrafią pojawić się niczym tik nerwowy w mało odpowiednim momencie. Tymczasem Oberżysta chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Stanął w progu, odwrócił się w do młodych ludzi i wykonał ruch taki jakim zaprasza się ważnych gości do swojego domostwa z tą różnicą, że wybrał kierunek zupełnie odwrotny. Bogaci i szokowani stali jak wryci nie rozumiejąc sytuacji, chociaż w głębi ich umysłów zrodziła się już myśl o co może w tym dziwnym zachowaniu chodzić. Ale to przecież zupełnie bez sensu. Nie widząc reakcji gospodarz westchnął podszedł i stanął pomiędzy gośćmi, objął ich w pół i powolutku ruszył z nimi w kierunku wyjścia.
- Kochani – starał się mówić powoli, cicho i jak najbardziej spokojnie, jak tylko potrafił. – Jesteście młodzi i bogaci. Domyślam się, że odebraliście także słuszne wykształcenie od swoich rodziców, czy też od sowicie opłacanych guwernantek i prywatnych nauczycieli. Jednakże za nic w świecie nie potrafię zrozumieć, dlaczego proponujecie mi coś takiego i dam się pokroić, że pewnie wy nie rozumiecie z kolei dlaczego ja odrzucam tak wspaniałą propozycję. Dlatego powiem wam coś co może wam pomóc w zrozumieniu tej odmowy. Wyobraźcie sobie, że musicie od zera pracować na to co macie w tej chwili i jest to niesamowicie długa, żmudna i ciężka harówka. Macie już swoje rodziny, które kochacie nad życie i które odwzajemniają to uczucie. Jesteście przyjacielem dla wielu ludzi, którzy pomogli wam w trudnych sytuacjach, tak jak wy jesteście na to gotowi. Wyobraźcie sobie, że ta ciężka praca, którą wykonujecie jest też waszą miłością i odnajdujecie w niej coś więcej niż tylko sposób, by utrzymać się przy życiu na tym łez padole. Wyobraźcie sobie na koniec, że jak zrezygnujecie z tej pracy, swojej pracy to odbierzecie coś niezwykle cennego wszystkim swoim znajomym, rodzinie i sobie. Zgasicie ten płomień, który palicie wspólnymi siłami z tymi wszystkimi ludźmi. Wyobraźcie sobie tą waszą pracę, jako wspaniały dar, boski talent, który macie obowiązek używać i pomnażać dla dobra swojego i innych, a wy pakujecie go do klatki i kasujecie kasę za bilety, by inni mogli go tylko oglądać, a nie z niego korzystać. To chcielibyście zrobić ze mną. To nie jest tylko miejsce wydawania posiłków podróżnym, to coś więcej. Jak już zrozumiecie sens to wróćcie i zjedzcie ze mną po kromce świeżego i pachnącego chleba z masłem. Ugoszczę was, jak na to zasługujecie. Żegnajcie.
Na te słowa zostawił bogatych młodzian na werandzie samemu wracając do izby. Na progu odwrócił się po raz ostatni, rzucił na deski dokumenty, na ramieniu wylądowała ścierka. Zamknął drzwi.”