środa, 11 lipca 2012

Oberżysta cz. 7


„Chłopak chwycił jedno ucho od skrzyni i dziarsko uniósł w górę. Problem był z tym faktem jednakże poważny, gdyż Chłopak uczynił ten ruch nadgorliwie i nazbyt ochoczo, nie czekając na podobny ruch wykonany symultanicznie przez Oberżystę. Masa skrzyni była słuszna, toteż sińce, obtarcia i rany powierzchowne kończyn dolnych Chłopaka również słuszne były. Pojemnik okazał się wytrzymały i na szczęście gospodarza, i przede wszystkim jego portfela, nie uległ uszkodzeniu. Pomijając jednakże to chwilowe zdarzenie z pojemnikiem, jego zawartość była w tym momencie tematem przewodnim dla Oberżysty i jego kulinarnych zamierzeń na ten szczególny dzień.
Gospodarz wręczył woźnicy dwie monety, ten cmoknął i odjechał. Pośrodku podwórza stała skrzynia z dębowego drewna opatrzona tylko jedną pieczęcią w kształcie muszli przegrzebka z literą „B” pośrodku. Tuż obok stał Chłopak i z kwaśną miną masował obolałe golenie.
- Zostaw te gicze w spokoju i idź do kuchni, niech Żona przemyje je czystą wodą – na te słowa Oberżysta wskazał mu drzwi i zabrał się za swój cenny nabytek. Pakunek wyglądał naprawdę solidnie i problem Chłopaka mógł również zostać jego problemem. Kilka chwil obliczeń w myślach i Oberżysta chwycił oburącz sznurowe uszy skrzyni.
- Co pan robi, niech pan zaczeka! – do trwałego uszkodzenia kilku kręgów lędźwiowych Oberżysty na całe szczęście nie doszło. Pod ganek podjechał konno listonosz i pośpiesznie zeskoczył z siodła tuż przy cennym ładunku gospodarza. – Pan poczeka, pomogę panu, niech pan chwyci za tamto, a ja za to ucho.
Kilka stęknięć, prychnięć i sapnięć i ładunek w ciężkiej, drewnianej skrzyni znalazły swoje miejsce przy głównym stole w kuchni Oberżysty. Gruby, stalowy łom spisał się na medal w ciągu kilku sekund. Wewnątrz drewnianej skrzyni znajdowała się druga, mniejsza okuta żelaznymi sztabami, zamykana na skobel. W środku tej okutej był rzeczony skarb gospodarza Austerii, zanurzone w pokruszonym lodzie dorodne przegrzebki wprost od znajomego rybaka. Morska zawartość pachniała wodami północy, wiatr, sól i przejmujący chłód.
- Hehehe, już czas na duży garnek – w oczach Oberżysty pojawił się płomień pasji okraszony najprawdopodobniej nutą szaleństwa, przynajmniej tak zdawało się listonoszowi, który ciągle stał pośrodku kuchni w ubłoconych buciorach. – Ten naprawdę wie…
W tym momencie obraz ubrudzonej błotem podłogi dotarł do mózgu gospodarza, pokonując uprzednio drogę z oczu przez nerwy, wszędzie dokonując zniszczenia. Oberżysta uniósł głowę, spojrzenia jego i listonosza spotkały się. W jednej mikrosekundzie listonosz leżał na łopatkach, waląc rozpaczliwie dłonią o mentalną matę swego, jakże malutkiego w tej chwili umysłu.
- Korespondencja do pana – chaotyczne ruchy rąk w końcu odnalazły przesyłkę w wielkiej torbie i z drżeniem rąk listonosz wręczył list.
- Proszę zaczekać chwileczkę – twarz Oberżysty lekko wypogodniała i pocztowiec uspokoił się na ten widok, jakże to ułudne odczucie. Moment później wielka ściera zmierzała w kierunku jego twarzy. – Wiadro stoi przy zlewie, proszę posprzątać ten bajzel po sobie.
Było nie było, nie ma rady. Listonosz zamienił na tą chwilę torbę na ścierę i jął zmywać błotne ślady. Oberżysta miał reputację ugruntowaną od lat i wszyscy, a przynajmniej większość wiedziała, co mogło by się stać temu co odmawia gospodarzowi. Tymczasem ten obejrzał przesyłkę dokładnie, nie wiadomo kim był nadawca, a listonosz udawał, że nie widzi nic oprócz ubłoconych kafli. W poszukiwaniu narzędzia do otworzenia koperty poziom jego irytacji zwiększał się z każdą sekundą. W końcu w przypływie bezradności chwycił za brudny nóż do masła i masakrując papier dostał się do wnętrza. Cały ten rozgardiasz dla jednej kartki papieru. Dołożył nóż na stół, koperta trafiła do pieca, a list od przeczytania pierwszych słów stał się teraz jedyną sprawą na całym świecie. Po listonoszu nie pozostała nawet drobina brudu a podłodze.
List był zapowiedzią wizyty. Czy był powodem do radości, podniecenia przed nadejściem ważnego i szczęśliwego wydarzenia? Katalizatorem oczekiwania na przyjazd długo niewidzianego, serdecznego przyjaciela? Sądząc po wyrazie twarzy Oberżysty, braku iskry w oku – chyba nie. Gdy gospodarz dotarł do zakończenia i podpisu nadjeżdżającego gościa, odłożył papier na blat stołu i zamknął za sobą drzwi do swojego własnego, intymnego miejsca, gdzieś w najgłębszych zakamarkach umysłu.
Po upływie dwóch dość smętnych dla Oberżysty dni zapowiedziany gość stanął w progu Austerii. Został przywitany i ugoszczony przez wszystkich mieszkańców oberży, ale najważniejsza jej postać pozostał nieuchwytna, aż do wieczora. Po kolacji, gdy Żona podała gościowi kieliszek koniaku i rozpaliła w kominku przyszedł czas na to co było nieuniknione od kiedy niesławny list ruszył w drogę do swojego adresata.
- Witaj przyjacielu – głos Oberżysty ponad kontuarem przedzierał się przez półmrok izby wytrącając gościa z zadumy.
Mężczyzna średniego wieku, niewyróżniający się niczym szczególnym, obrócił się powoli i przywitał gospodarza nieśmiałym uśmiechem.
- Wiedziałem, że prędzej, czy później spotkamy się ponownie i spotkanie to nie będzie należało do szczęśliwych, ale może się mylę – zarzucił ścierkę na ramię i usiadł naprzeciw gościa. Jego postać spowijał teraz blask ognia tańczącego żwawo po palenisku dużego, kamiennego kominka.
- Szpilki i ziarenka piasku, pamiętasz? – gość wzniósł kieliszek w geście toastu i umoczył usta w trunku. Oczy gospodarza ślepo wpatrzone były w igrające płomienie. – Nie chciałem tu przyjeżdżać, ale chyba nie miałem wyboru?
- Rozumiem, że wiesz, iż twoja wizyta w tych progach jest powrotem bardzo niemiłych wspomnień, które dawno się zatarły – Oberżysta utkwił wzrok w płomieniach. – Choć jesteś moim przyjacielem na dobre i na złe, ale przez to, że tu wróciłeś złamałeś naszą umowę.
Gość upił z kieliszka i zamknął oczy. Słowa gospodarza najwyraźniej nie były mu obojętne, ale starał się ukryć swoje emocje, jakiekolwiek by teraz nim nie zawładnęły.
- Szpilki i ziarenka piasku, przyjacielu, nawet ty! – Na te słowa Oberżysta wstał i zdjął ścierkę z ramienia.
- Przyjeżdżając tutaj po tylu latach nie dałeś mi wyboru, ale to ty powróciłeś tutaj, najwyraźniej zapominając co sobie nawzajem obiecywaliśmy, co razem przeszliśmy i co w końcu powiedzieliśmy sobie w dniu, gdy stąd odjeżdżałeś – po tych słowach odwrócił się na pięcie i chciał opuścić izbę, ale gość chwycił mocno jego nadgarstek i przytrzymał w miejscu.
- Za nim stąd wyjdziesz, przypomnę ci wszystko co razem przeszliśmy, czy tego chcesz czy nie, bo najwyraźniej o tym zapomniałeś – uścisk mężczyzny był niczym ze stali i Oberżysta nie miał możliwości wyrwania się i ucieczki do kuchni. Stał w miejscu. Po chwili zaprzestał wyrywania się, a gość uwolnił go z uścisku.
- Szpilki i ziarenka pisaku. Ty mi to powiedziałeś po raz pierwszy, ty to wymyśliłeś. Nasze spotkanie, nasz wspólny interes, moja rodzina i nasza przyjaźń. Odkąd się spotkaliśmy nasze drogi krzyżowały się niewspółmiernie częściej niż normalnych wspólników w interesach, to była przyjaźń, obojętnie jak ją definiować. Mogłem zawsze na ciebie liczyć. I w końcu ja rewanżowałem ci się jak tylko mogłem najlepiej – gospodarz usiadł ponownie, twarz skryła się w dłoniach. – Pracowaliśmy razem, byliśmy młodzi, potem mężnieliśmy. To ty poznałeś mnie z tą blond pięknością, która potem stanęła ze mną na ślubnym kobiercu. Ty, nie nikt inny chciałeś być ojcem chrzestnym mojej małej córeczki. Któregoś dnia, chyba już było po zmroku, przyszedłeś do nas w wielkim pluszowym miśkiem, większym niż ty sam. Potem, tak dla przekory spytałem sklepikarza, ile dałeś za niego to mówił, że nawet nie planował go sprzedawać, bo i tak nikt by go nie kupił. Ale to nie twoje materialne zaangażowanie było tu najważniejsze. Ziarenka piasku, przyjacielu. Budowaliśmy wszystko małymi kroczkami, ty swoje i ja swoje życie, oraz ten nasz wspólny mały interes. Zawsze marudziłem i zawsze ty dodawałeś mi otuchy, kiedy się nie wiodło. Gdy nam ubyło pewnej zimy klientów mówiłeś, że są na świecie tacy, którzy budują swoje szczęście skalnymi blokami, że dostają od Boga całe wiadra błogosławieństw, ale to my czujemy ten prawdziwy smak Bożej Łaski, chociaż skapuje nam tylko po kropelce. Ciągle potem powtarzałeś, że mur zbudowany z milionów ziarenek piasku może być o milion razy mocniejszy od tego, który ma tylko kilka wielkich bloków skały. Patrzyłem na ciebie i wiedziałem, że nie jesteś zwykłym młodzieniaszkiem z palącą się głową, widziałem w tobie pewien potencjał. Mieliśmy też gorsze chwile, których doświadczaliśmy osobno, albo razem. Chociażby wtedy, gdy napadli na ciebie i miałeś złamaną nogę, gdy dopadła mają córeczkę choroba, gdy konkurencja podkładała nam świnie, gdy trąba powietrzna zerwała nam dach, a niebyło pieniędzy by to naprawić, albo kiedy chcieli niesłusznie oskarżyć cię o kradzież. Z początku nie mogliśmy się pogodzić z tym, ale potem powiedziałem ci, że to jak ze szpilkami. Mówiłeś, że ciężko nas Stwórca doświadcza, a ja ci wtedy, że wcale nie, że to tylko szpilki. Jedni muszą doświadczyć czegoś potwornego, mocnego, jak kula armatnia, czegoś co często ich łamie. Ból jest wtedy potworny na duszy i często nie można tego przetrwać. My nie oberwaliśmy kulą armatnią. My co dzień doświadczaliśmy mniejszych, albo większych szpilek. Każda nas doświadczała i stawaliśmy się przez to silniejsi. Każdego dnia. Gdyby nie te ziarenka piasku, które mi uświadomiłeś, nigdy nie doszlibyśmy do tego co teraz mamy, gdyby nie te cholerne szpilki, których musieliśmy doświadczać, każdego nawet dnia, nie byłbyś tym kim teraz jesteś i nie byłoby twojej rodziny. Gdyby nie te cholerne szpilki to nie spotkalibyśmy się ponownie teraz, bo nie przetrwałbym śmierci mej żony. Gdyby nie te cholerne szpilki nie przetrwałbyś tego co ciebie spotkało – gość odstawił kieliszek. – To te szpilki dały nam siłę, to te ziarenka dały nam nadzieję.
- Ale w końcu mieliśmy dość i rozstaliśmy się, umawiając, że więcej nie spotkamy się – Oberżysta odkrył twarz, wstał i zarzucił ścierkę na ramię."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz