piątek, 16 grudnia 2011

Oberżysta cz. 2

„Kosz był już prawie pełen. Na koniec jeszcze tylko ciasto i pakunek będzie gotowy. Oberżysta położył na sam wierzch pachnący placek owinięty bawełnianą ścierką i zamknął kosz wiklinowym wiekiem. Ważył ładnych parę kilogramów, ale od przybytku głowa nie boli, najwyżej plecy będą wieczorem. Żona otworzyła drzwi i Oberżysta załadował ostatni z czterech koszy na wóz. Konie prychały na mrozie. Kłęby pary buchały z ich nozdrzy niczym z kotła. Pierwszy prawdziwy mróz w tym roku, najwyższa pora odwiedzić tych co potrzebują.
- Zabrałeś wszystko? – Żona stała w progu owijając się wełnianą peleryną.
- Chyba tak. W razie czego jutro też pojadę. – ostatni kosz został przywiązany do burty i nakryty płachtą. – Wrócę wieczorem. Niedługo przyjedzie Brat z Bratową i pomogą ci w gospodzie. Dziś straszny mróz, więc gości będzie więcej. Ludzie jadą na świąteczny jarmark, trzeba ich rozgrzać i nakarmić. Twój Ojciec przywiezie dzisiaj nową słomę, niech z Bratem wyładują do nowej stodoły. Do zobaczenia.
Mocny uścisk, całus, skok na kozła, cmoknięcie i wóz powoli zaczął toczyć się gościńcem. Po drodze minął kilkanaście, może więcej wozów i także niemałą ilość piechurów. Minę miał zatroskaną, że zostawia Żonie na głowie całą gospodę w takim momencie. Ale wiedział bardzo dobrze, że dwa razy w roku po prostu musi tam być.
Po mniej więcej dwóch godzinach jazdy zamarzniętą drogą na wzgórzu zamajaczyło kilka niewysokich budynków pomiędzy kilkoma wysokimi topolami. Przytułek. Ponure miejsce, pełne smutku i cierpienia. Znał je doskonale. Spędzili z Bratem wiele miesięcy w tych ponurych ścianach ściskając za ręce umierających Rodziców. Wtedy to zobaczył. Ludzie starzy, młodzi, a nawet dzieci, wszyscy bez wyjątku tak samo na nich patrzyli. W ich oczach można było wyczytać tylko smutek i prośby. Prośby o zainteresowanie i współczucie. Z tego co pamiętał z tego ciężkiego czasu to nigdy nie widział, aby do tych ludzi ktoś przychodził. Kiedyś wychodząc zaczepił jedną z sióstr, które prowadzą ten przytułek, o to dlaczego nikt tu nie przychodzi, a siostra na to: „Przecież wy przychodzicie”. Potem tylko uśmiechnęła się tajemniczo. Po kilku dniach jego Rodzice zmarli, a on patrząc na opuszczane w głębokie doły trumny zdał sobie sprawę, co powinien zrobić. I od tego czasu to robi.
Gdy wjechał na podwórze z głównego budynku wyszła uśmiechnięta Siostra Przełożona.
- Już czekają. – zaczęła rozpakowywać razem z Oberżystą wóz – Oprócz tych koszy to z czym dzisiaj do nich przyjechałeś? – zapytała prosto z mostu, a jej twarz przybrała bardziej zatroskany i poważny wyraz.
- Z troską, zrozumieniem i miłością, bo nie samym chlebem człowiek żyje. – Siostra Przełożona przywróciła uśmiech swej pomarszczonej twarzy.
- I nigdy o tym nie zapominaj, bo przez nich mówi do ciebie Jezus. – poklepała Oberżystę po ramieniu.”
Przez ludzi w potrzebie możemy zbliżyć się do Pana, bo to Pan powiedział do nas, że jest w każdym chromym, żebrzącym, czy poniżanym. Wolontariusz niesie ukojenie i pracuje na swoje zbawienie. Pamiętajmy…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz