sobota, 14 maja 2011

Garnek... garnek cz. 1

Jak to w austerii musi pojawić się jakiś temat z jedzeniem. No to pojawił się... temat dań masowych na wolnym powietrzu przez zacnych sporządzanych. Ostatnio w mieście Szczecinie pojawiła się kolejna plenerowa impreza - kiermasz, związana z wyrobami regionalnymi. Oprócz tychże (niestety stanowiące lekko ponad połowę asortymentu) pojawiały się stragany m.in. z takimi specjałami, jak chleb ze smalcem i ogórkiem małosolnym, muszę jednak zaoponować, gdyż ten smalec to chyba nawet nie leżał koło prawdziwego smalcu i wyglądał, jak tania mielonka z puszki, a ogórek, chociaż małosolny, składał się głównie z twardej i żarówiastozielonej skóry. pojawiały się także stragany wybitnie nieregionalne z posiłkami pseudo grillowymi. Jednakże nie o tym chciałem napisać, ale o niezapomnianym wyczynie pt. gotujemy zupę Anny Jagiellonki z naszym Prezydentem naszego miasta. Niestety podrygi naszego włodarza pod kierownictwem chefa od Kunca wpisują się w niechlubną serię gotujemy-największe-coś-do-jedzenia rodem z lokalnych biesiad naszych zachodnich sąsiadów. Jednym słowem kulinarna masakra ku uciesze gawiedzi ;).
A ja pozostanę na moim "garnuszku" pięciolitrowym, w którym ugotowałem w dniu dzisiejszym całkiem niezły barszcz ukraiński, gęsty niczym arabski targ tuż przed południem. Hmmm... trochę to subiektywne i trącające samochwałą, ale mojemu "plemieniu" smakowało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz