niedziela, 13 stycznia 2013

Oberżysta cz. 8


„Wszechwładna szarość opanowywała powoli każdą przestrzeń widocznej rzeczywistości. Niebo poddał się jej władztwu najwcześniej, teraz kapitulowała najbliższa oberży okolica z gościńcem na czele. Dlatego, że ów niepodzielnie rządził krajobrazem w zasięgu wzroku. Taka, a nie inna atmosfera świątecznego popołudnia nie napawała obecnych optymizmem. Z obietnicą ulewy widniejącą na nieboskłonie podróżni, łapiący oddech przy kubku korzennej kawy i kawałku świątecznego ciasta z bakaliami, nie potrafili dorzucić węgla do swych palenisk i energia raczej z nich uchodziła, niż tryskała w gotowości do dalszych zmagań. To co miało nastąpić, dokonało się po krótkiej, jak jeden oddech chwili, z nieba polała się woda. Najpierw nieśmiało kilkoma kroplami, potem nabierając siły narastając w niedługim okresie do rangi średniej wielkości ulewy.
Ktoś coś mruczał w końcu sali, pewnie utyskując na depresyjną aurę za oknem. Ludzie pomimo deszczu przewijali się do i ze środka, bezwiednie uwalniając ciepło, jedynego sprzymierzeńca podczas grudniowej pluchy. Ponownie ktoś z końca sali coś tam mruczał, tym razem jednak donioślej. W końcu nie każdy może tryskać humorem, gdy z ołowianego nieba leje się płynny lód prosto za kołnierz i to podczas teoretycznie wesołych świąt.
- Może pan w końcu poda mi ten zamówiony kawałek ciasta – marudzenie stało się w jednej chwili bardziej wyraziste, niż można by przypuszczać.
Oberżysta nagle został wyssany ze swej matni nad kubkiem stygnącej kawy. Tuż nad jego głową stał siwawy jegomość wsparty jedną ręką o stół. Gospodarz nie dawał jednak za wygraną i wskazał gościowi kontuar i stojącą za nim Żonę, jako najbardziej kompetentną do spełnienia jego cukierniczych oczekiwań. Wzrok następnie ponownie wrócił do obserwacji podwórza. Na taką odpowiedź klient jednak nie czekał.
- Zamawiałem kawałek świątecznego ciasta do kawy i do tej pory go nie dostałem, chociaż kawę piję już drugą – na takie eskapady w swoim lokalu Oberżysta nie mógł sobie pozwolić. Jeszcze chwila, a byle patałach z ulicy zacznie go pouczać, jak ma prowadzić swój interes. Wstał, jedną ręką podniósł z blatu ścierkę i zarzucił sobie na ramię, drugą ręką złapał za kubek niedopitej kawy. Górował nad siwawym gościem prawie o głowę, ale tamten bardziej przypominał beczułkę przedniego wina niż leciwego humanoida. Przez sekundę zastygł nad klientem serwując mu paraliżujące spojrzenie prosto w oczy, a’la „nie podoba się panu mój gulasz”, ale najwyraźniej człowiek, był jakiś taki inny, bo wcale nawet nie zamierzał przysiąść pod naporem jego psychotraumatycznego wzroku.
- Siedzę niezmiennie przy tym jednoosobowym w kącie pod oknem – bez zmieszania rzucił Oberżyście w twarz – i tym razem poproszę od razu o dwa kawałki, gdyż widzę że ten specjał wyjątkowo wszystkim smakuję. Dzięki – po tym wystrzelił prosto między oczy gospodarzowi promienny uśmiech. Ten, z kolei, bez słowa skierował się za kontuar. Odstawił kubek, pokręcił głową rozkładając ramiona, następnie chwycił za nóż i odkroił dwa wybitnie duże kawałki.
- Serdecznie panu dziękuję – takiej bomby się Oberżysta nie spodziewał, szczególnie, że w zanadrzu miał przygotowane retoryczne pytanie do klienta w stylu „co pan tu odstawia?”, po którym to z reguły tenże płacił rachunek i szybciutko zawijał się z lokalu. Tu jednak znowu dostał repetę prosto w twarz. Zastygł na krótką chwilę przy stoliku siwawego brzuchacza. – Widzę, że nie zdążył wypić pan swojej kawy, proszę – tu podsunął gospodarzowi swój parujący kubek – niech się pan dosiądzie i wypije moją, mi wystarczy to oto pyszne świąteczne ciasto.
Oberżysta, co najmniej zaskoczony, przez dłuższą chwilę nie był w stanie wydusić z siebie słowa. W dłoniach dusił tylko swoją ścierkę.
- Zaraz wystygnie panu i ta – siwy mężczyzna nie dawał za wygraną. – Chciałbym z panem porozmawiać. Nie będzie to łatwa rozmowa, nie łatwa dla pana. Dlatego wolałbym, aby pan siedział i dla bieżącego ocucania popijał tą wyjątkowo apetyczną kawę.
- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem o co panu chodzi – tu nastąpił moment odwieszenia się i czas najwyższy, aby zabrać głos. – O co chodzi z tą nie łatwą rozmową?
- Nie łatwą dla pana, nie zapomnijmy. Dla mnie to będzie raczej prosta rozmowa, taka jakich odbyłem już wiele w swoim życiu.
Gospodarz pociągnął solidny łyk kawy, nie bacząc na wysoką temperaturę aromatycznego płynu. Stary, siwy dziwak postanowił właśnie dzisiaj, w przeddzień Bożego Narodzenia, zawitać do jego Austerii i bezpardonowo wygadywać jakieś głupoty i nadmiar złego bezczelny grubas nie wykazuje ani krztyny respektu należnego właścicielowi gospody.
- Powinienem przeprosić za swoje dość bezczelne zachowanie wobec pana – „no i tak właśnie powinno być człowieku” – ale nie zamierzam – „że co?!?” – gdyż jestem w pracy i nie zamierzam tracić mojego bezcennego czasu na konwenanse. Przechodząc do rzeczy – ostatni kawałek świątecznego placka zniknął w paszczy grubaska – mam dla pana dobrą i złą nowinę. A w zasadzie bardzo dobrą i taką, która może być zła, bardzo zła, albo całkiem obojętna, w zależności od pańskiego nastawienia do całej sprawy.
- Do rzeczy drogi panie – irytacja Oberżysty osiągała poziom pary gwizdającej uszami – mam na sali inny klientów, a wieczerza wigilijna dla rodziny sama się nie przygotuje – na to wymięta ścierka znalazła swoje miejsce na ramieniu, a lico znacznie pochmurniało.
- Jestem notariuszem, a ściślej wykonuję ostatnią wolę człowieka, którego tożsamości nie zdradzę, a która i tak nic prawdopodobnie by panu nie mówiła – tu siwy jegomość przybrał taką pozycję, która zwiastowała dłuższy wywód, co pogłębiło obecny stan ducha gospodarza. – Istotnym, elementem tego testamentu jest pana osoba, a w zasadzie to jest pan jedyną osobą wskazaną w tym testamencie.
- O czym pan mówi? – ciśnienie potrzebowało ujścia, by nie doprowadzić do eksplozji pojemnika. – Jeżeli przyszedł pan tu po to by wygadywać jakieś głupoty to pomylił pan adres i proszę aby po uregulowaniu rachunku niezwłocznie opuścił ten lokal i raczej się tu nie pojawiał w najbliższym czasie.
- Spokojnie proszę pana. W takich okolicznościach – na te słowa klient wstał i chwycił za palto, co wyglądało niczym iskierka nadziei na lepsze dla Oberżysty – chciałbym pana prosić ze mną do mojego powozu, mam tam dla pana to z czym tu przybyłem.
Byleby człowiek, jak najszybciej pożegnał się z jego progami, gospodarz wdział swój gruby, wełniany sweter i wyszedł razem z notariuszem na podwórze. Oboje skierowali się do sporych rozmiarów, czarnego powozu, stojącego przy wjeździe na dziedziniec Austerii, zaprzężonego w cztery imponujących rozmiarów konie. Gdy tylko zbliżyli się na odległość kilku kroków z powozu wyszła para odzianych na czarno dryblasów, który wzrok ukrywali pod przyciemnianymi szkłami okrągłych binokli. Razem ze swoimi cylindrami wyglądali niczym olbrzymi, a trzeba dodać, że Oberżysta nie należał do mikrusów. Jeden z nich trzymał małą szkatułę, drugi zamykaną na małą kłódeczkę drewnianą tubę. Siwy wyjął z wewnętrznej kieszeni palta mały klucz i otworzył nim tubę. Wyjął z jej wnętrza papierowy zwój opatrzony na końcu lakową pieczęcią z zieloną wstążką. Człowiek podniósł zwój przed twarz i jednocześnie podniósł brwi w geście znaczącym tyle, że to jest cel jego przyjazdu.
- W tym testamencie proszę pana, stoi, iż będzie pan pełnoprawnym właścicielem zawartości tej oto szkatuły – w tym momencie podał dryblasowi drugi kluczyk, którym to tenże otworzył kuferek okazując jego wnętrze zainteresowanym. Uczucie irytacji mieszało się w głowie Oberżysty razem z totalnym niezrozumieniem całej sytuacji, co dało początek nowemu bardzo chaotycznemu w objawach zdenerwowaniu. Gospodarz rozłożył ręce i począł gwałtownie potrząsać głową raz w prawo, raz w lewo i z grymasem na twarzy wydawać z siebie jedynie ni to parsknięcia ni to syki. Niski grubas wyciągnął ze szkatuły jakąś kartkę i razem z testamentem podsunął Oberżyście pod nos.
- Widzi pan tę mapę – wskazał kartkę wyciągnięta z kuferka – to mapa najbliższej okolicy pańskiej gospody z wyraźnie zaznaczonym dworem i folwarkiem, o tu kilka mil na zachód. Domyślam się, że wie pan o jakiej posiadłości mówimy – gospodarz kiwnął jedynie. – Jak pan również wie dwór jak i folwark stoją już od wielu lat puste. Otóż mój mocodawca przed śmiercią wykupił tą nieruchomość i ujął ją w swoim testamencie. A w nim z kolei mowa jest o tym, że po jego śmierci stanie się pan właścicielem tej posiadłości, jak i całego pozostałego majątku mojego mocodawcy spieniężonego na potrzeby realizacji jego ostatniej woli, w kwocie stu tysięcy złotych denarów, co jako ekonom, wie pan, że pokryłoby koszty utrzymania ze stu takich gospód, jak pańska przez co najmniej dziesięć lat.
Oberżysta przestał kręcić głową i opuścił ramiona. W tym momencie zaprzestał jakichkolwiek rozmyślań i po prostu słuchał beznamiętnie człowieka.
- To wszystko zostanie na pana przepisane, jest jednakże jeden warunek – gospodarzowi uruchomiła się w głowie maszynka analityczna, by sprostać i uporządkować wszystkie te myśli, które właśnie rozpoczęły szturm na jego zwoje. Wyraz twarzy stawał się bardziej przyjazny z każdą sekundą. Perspektywa tak znaczącego zasilenia domowego budżetu była nader kusząca, pomimo słów, które miały teraz paść z ust grubszego jegomościa. – Jeżeli jest pan zainteresowany tą propozycją i jest pan gotów wysłuchać dalszej części testamentu muszę usłyszeć od pana wyraźne potwierdzenie, inaczej nie mogę kontynuować.
Maszynka analityczna została przekalibrowana z trybu porządkowania chaotycznych natłoków myślowych na tryb alarmowy, jak zawsze, gdy Oberżysta stawał się uczestnikiem rozmów dotyczących różnych nakazów, zakazów, czy też innych przepisów. Jednakże, być może przez panującą obecnie aurę, maszynka najwyraźniej się przegrzała, bo Oberżysta zaprzestał jakich kol wiek analiz i wyszukiwania ewentualnych zagrożeń. Mowa była o dużych pieniądzach i chciał to chociaż wysłuchać do końca, a nie zamartwiać się na zapas, jak Żona.
- Zamieniam się w słuch, do rzeczy.
- W porządku – kontynuował notariusz. – Przyjmuję, przy świadkach, że jest to pana zgoda na wysłuchanie dalszej części testamentu mojego klienta i przechodząc dalej informuję, że majątek, który został panu przedstawiony, może stać się pana własnością jeżeli zgodzi się pan na jeden warunek, który jest niestety w tej sytuacji konieczny – człowieczek przerwał na moment swój wywód. – Warunkiem tym jest rozwód z pana małżonką i porzucenie obecnego trybu życia oraz przyjęcie tytułu szlacheckiego po moim kliencie oraz porzucenie obecnej wiary i przyjęcie wiary mojego klienta, którą tenże uważał za jedyną. Na dokonanie tych niezbędnych czynności ma pan tydzień czasu oraz wszelką niezbędną pomoc prawną i techniczną z mojej strony. Jednakże decyzję musi pan podjąć teraz – po tych słowach jeden z dryblasów rozstawił przenośny pulpit, notariusz zaś położył na nim papier testamentu i wręczył gospodarzowi pióro, jedno z tych nowych, eleganckich piór ze zbiornikiem na atrament, zwanych wiecznymi.
Na te słowa Wszelkie możliwe maszyny, trybiki i kanały w umyśle Oberżysty zatrzymały się i zniknęły z jego umysłu. Na ich miejsce pojawiła się wielka, czerwona lampa, której światło biło niemożliwym do zignorowania blaskiem, wręcz oślepiającym. Gospodarz wpatrywał się prosto w oczy małego, okrągłego człowieka. Starał się ze wszystkich sił, aby spojrzenie miało wyraz zakłopotania, czy też konsternacji, jednakże blask czerwonej latarni był tak przemożny, że z oczu Oberżysty bił jedynie chłód nieufności, którą najwyraźniej w sposób bardzo dobitny odczuł jego rozmówca.
- Jeżeli jednakże potrzebuje pan chwili do namysłu to możemy wypić jeszcze jedną pyszną kawę – cała pewność małego notariusza jakby rozwiała się w powietrzu, na jej miejscu pozostała niepewność co do zamiarów i co najważniejsze odpowiedzi gospodarza na tą bardzo lukratywną propozycję. – Może, aby wspomóc pana wybór chciałby pan wiedzieć, że w tej szkatule jest jedynie niewielka część z tych stu tysięcy, rzecz jasna. Pozostała kwota pracuje na bardzo duży procent w jednym z najznamienitszych banków w naszym kraju. Z parę miesięcy pański majątek może ulec znacznemu przyrostowi – czarne oczka przybrały kształt półksiężyców. – Jeżeli mam być szczery, to w momencie pańskiej zgody otrzymam dość znaczną prowizję i w ramach mojej wdzięczności oferuję panu moje usługi za darmo przez najbliższy rok, jeżeli będzie pan potrzebował przewodnika i pomocnika aby wdrożyć się w świat tak wielkich finansów – obnażone w szerokim, ale chyba mało szczerym uśmiech zęby prezentowały się wyśmienicie.
Gospodarz obejrzał dokładnie stylowe pióro notariusza, po czym bez słowa schował je do wewnętrznej kieszeni kamizelki. Najwyraźniej gestu tego nie zauważył siwy mężczyzna, albo podszedł do tego zaboru w sposób obojętny, gdyż wyraz jego twarzy pozostawał niezmienny, najpewniej tkwił w nadziei pozytywnej odpowiedzi potencjalnego spadkobiercy. Daremnie.
- Chyba pomylił pan adres, drogi panie – bezlitosna, niewidzialna ręka wytarła uśmiech z lica notariusza. – Ja nie należę do tego typu ludzi co za sporą sumę pieniędzy są w stanie porzucić wszystkich i wszystko co ma dla nich wartość. Nie należę do dusigroszów, którzy dla chęci pomnożenia zysków sprzedadzą własną matkę. Nie kryję, że takie pieniądze przydały by mi się i mojej rodzinie, ale jak pan usłyszał mi i mojej rodzinie. Jeżeli sądził pan, że za takie pieniądze, że za jakiekolwiek pieniądze wyrzeknę się Boga i rodziny, którą jemu zawdzięczam to chyba się pan wczoraj urodził. Nie wiem jakim musiałbym być człowiekiem, albo raczej ludzkim robakiem, aby porzucić swoje dzieci i żonę i wyrzekając się swojej wiary przyodziać się w jakieś tam tytuły i gospodarzyć na majątku zbudowanym na nie wiadomo jakiej krzywdzie ludzkiej. Dlatego radzę panu zwinąć ten kram, schować swoich dryblasów i zabierać swój zadbany tyłek do swojej mysiej dziury. Żegnam pana, czas przygotować wieczerzę wigilijną, życzę panu wszystkiego dobrego na te święta – ścierka została przerzucona na drugie ramię, a ręce oparte o biodra. – Ach, to eleganckie pióro potraktuję jako prezent pod choinkę od pana. Do widzenia i szerokiej drogi.
W ekspresowo szybkim tempie grymas twarzy otyłego, siwego człowieka przybrał bardzo niezadowolony wyraz i cała ekipa zawinęła się wraz z testamentem i szkatułą do swojego wielkiego, czarnego powozu. Jeden z dryblasów smagnął batem i wydając donośny okrzyk pognał konie w kierunku miasta. Oberżysta zamachał na pożegnanie, poklepał miejsce ukrycia pióra i odwróciwszy się na pięcie odszedł przygotować rodzinne spotkanie na ten wyjątkowy dzień w roku.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz