„Wszechwładna szarość opanowywała powoli każdą
przestrzeń widocznej rzeczywistości. Niebo poddał się jej władztwu
najwcześniej, teraz kapitulowała najbliższa oberży okolica z gościńcem na czele.
Dlatego, że ów niepodzielnie rządził krajobrazem w zasięgu wzroku. Taka, a nie
inna atmosfera świątecznego popołudnia nie napawała obecnych optymizmem. Z
obietnicą ulewy widniejącą na nieboskłonie podróżni, łapiący oddech przy kubku
korzennej kawy i kawałku świątecznego ciasta z bakaliami, nie potrafili
dorzucić węgla do swych palenisk i energia raczej z nich uchodziła, niż
tryskała w gotowości do dalszych zmagań. To co miało nastąpić, dokonało się po
krótkiej, jak jeden oddech chwili, z nieba polała się woda. Najpierw nieśmiało
kilkoma kroplami, potem nabierając siły narastając w niedługim okresie do rangi
średniej wielkości ulewy.
Ktoś coś mruczał w końcu sali, pewnie
utyskując na depresyjną aurę za oknem. Ludzie pomimo deszczu przewijali się do
i ze środka, bezwiednie uwalniając ciepło, jedynego sprzymierzeńca podczas
grudniowej pluchy. Ponownie ktoś z końca sali coś tam mruczał, tym razem jednak
donioślej. W końcu nie każdy może tryskać humorem, gdy z ołowianego nieba leje
się płynny lód prosto za kołnierz i to podczas teoretycznie wesołych świąt.
- Może pan w końcu poda mi ten zamówiony
kawałek ciasta – marudzenie stało się w jednej chwili bardziej wyraziste, niż
można by przypuszczać.
Oberżysta nagle został wyssany ze swej matni
nad kubkiem stygnącej kawy. Tuż nad jego głową stał siwawy jegomość wsparty
jedną ręką o stół. Gospodarz nie dawał jednak za wygraną i wskazał gościowi
kontuar i stojącą za nim Żonę, jako najbardziej kompetentną do spełnienia jego
cukierniczych oczekiwań. Wzrok następnie ponownie wrócił do obserwacji
podwórza. Na taką odpowiedź klient jednak nie czekał.
- Zamawiałem kawałek świątecznego ciasta do
kawy i do tej pory go nie dostałem, chociaż kawę piję już drugą – na takie
eskapady w swoim lokalu Oberżysta nie mógł sobie pozwolić. Jeszcze chwila, a
byle patałach z ulicy zacznie go pouczać, jak ma prowadzić swój interes. Wstał,
jedną ręką podniósł z blatu ścierkę i zarzucił sobie na ramię, drugą ręką
złapał za kubek niedopitej kawy. Górował nad siwawym gościem prawie o głowę,
ale tamten bardziej przypominał beczułkę przedniego wina niż leciwego
humanoida. Przez sekundę zastygł nad klientem serwując mu paraliżujące
spojrzenie prosto w oczy, a’la „nie podoba się panu mój gulasz”, ale
najwyraźniej człowiek, był jakiś taki inny, bo wcale nawet nie zamierzał
przysiąść pod naporem jego psychotraumatycznego wzroku.
- Siedzę niezmiennie przy tym jednoosobowym w
kącie pod oknem – bez zmieszania rzucił Oberżyście w twarz – i tym razem
poproszę od razu o dwa kawałki, gdyż widzę że ten specjał wyjątkowo wszystkim
smakuję. Dzięki – po tym wystrzelił prosto między oczy gospodarzowi promienny
uśmiech. Ten, z kolei, bez słowa skierował się za kontuar. Odstawił kubek,
pokręcił głową rozkładając ramiona, następnie chwycił za nóż i odkroił dwa
wybitnie duże kawałki.
- Serdecznie panu dziękuję – takiej bomby się
Oberżysta nie spodziewał, szczególnie, że w zanadrzu miał przygotowane
retoryczne pytanie do klienta w stylu „co pan tu odstawia?”, po którym to z
reguły tenże płacił rachunek i szybciutko zawijał się z lokalu. Tu jednak znowu
dostał repetę prosto w twarz. Zastygł na krótką chwilę przy stoliku siwawego
brzuchacza. – Widzę, że nie zdążył wypić pan swojej kawy, proszę – tu podsunął
gospodarzowi swój parujący kubek – niech się pan dosiądzie i wypije moją, mi
wystarczy to oto pyszne świąteczne ciasto.
Oberżysta, co najmniej zaskoczony, przez
dłuższą chwilę nie był w stanie wydusić z siebie słowa. W dłoniach dusił tylko
swoją ścierkę.
- Zaraz wystygnie panu i ta – siwy mężczyzna
nie dawał za wygraną. – Chciałbym z panem porozmawiać. Nie będzie to łatwa
rozmowa, nie łatwa dla pana. Dlatego wolałbym, aby pan siedział i dla bieżącego
ocucania popijał tą wyjątkowo apetyczną kawę.
- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem o co
panu chodzi – tu nastąpił moment odwieszenia się i czas najwyższy, aby zabrać
głos. – O co chodzi z tą nie łatwą rozmową?
- Nie łatwą dla pana, nie zapomnijmy. Dla mnie
to będzie raczej prosta rozmowa, taka jakich odbyłem już wiele w swoim życiu.
Gospodarz pociągnął solidny łyk kawy, nie
bacząc na wysoką temperaturę aromatycznego płynu. Stary, siwy dziwak postanowił
właśnie dzisiaj, w przeddzień Bożego Narodzenia, zawitać do jego Austerii i
bezpardonowo wygadywać jakieś głupoty i nadmiar złego bezczelny grubas nie
wykazuje ani krztyny respektu należnego właścicielowi gospody.
- Powinienem przeprosić za swoje dość
bezczelne zachowanie wobec pana – „no i tak właśnie powinno być człowieku” –
ale nie zamierzam – „że co?!?” – gdyż jestem w pracy i nie zamierzam tracić
mojego bezcennego czasu na konwenanse. Przechodząc do rzeczy – ostatni kawałek
świątecznego placka zniknął w paszczy grubaska – mam dla pana dobrą i złą
nowinę. A w zasadzie bardzo dobrą i taką, która może być zła, bardzo zła, albo
całkiem obojętna, w zależności od pańskiego nastawienia do całej sprawy.
- Do rzeczy drogi panie – irytacja Oberżysty
osiągała poziom pary gwizdającej uszami – mam na sali inny klientów, a
wieczerza wigilijna dla rodziny sama się nie przygotuje – na to wymięta ścierka
znalazła swoje miejsce na ramieniu, a lico znacznie pochmurniało.
- Jestem notariuszem, a ściślej wykonuję
ostatnią wolę człowieka, którego tożsamości nie zdradzę, a która i tak nic
prawdopodobnie by panu nie mówiła – tu siwy jegomość przybrał taką pozycję,
która zwiastowała dłuższy wywód, co pogłębiło obecny stan ducha gospodarza. –
Istotnym, elementem tego testamentu jest pana osoba, a w zasadzie to jest pan
jedyną osobą wskazaną w tym testamencie.
- O czym pan mówi? – ciśnienie potrzebowało
ujścia, by nie doprowadzić do eksplozji pojemnika. – Jeżeli przyszedł pan tu po
to by wygadywać jakieś głupoty to pomylił pan adres i proszę aby po
uregulowaniu rachunku niezwłocznie opuścił ten lokal i raczej się tu nie
pojawiał w najbliższym czasie.
- Spokojnie proszę pana. W takich
okolicznościach – na te słowa klient wstał i chwycił za palto, co wyglądało
niczym iskierka nadziei na lepsze dla Oberżysty – chciałbym pana prosić ze mną
do mojego powozu, mam tam dla pana to z czym tu przybyłem.
Byleby człowiek, jak najszybciej pożegnał się
z jego progami, gospodarz wdział swój gruby, wełniany sweter i wyszedł razem z
notariuszem na podwórze. Oboje skierowali się do sporych rozmiarów, czarnego
powozu, stojącego przy wjeździe na dziedziniec Austerii, zaprzężonego w cztery
imponujących rozmiarów konie. Gdy tylko zbliżyli się na odległość kilku kroków
z powozu wyszła para odzianych na czarno dryblasów, który wzrok ukrywali pod przyciemnianymi
szkłami okrągłych binokli. Razem ze swoimi cylindrami wyglądali niczym
olbrzymi, a trzeba dodać, że Oberżysta nie należał do mikrusów. Jeden z nich
trzymał małą szkatułę, drugi zamykaną na małą kłódeczkę drewnianą tubę. Siwy
wyjął z wewnętrznej kieszeni palta mały klucz i otworzył nim tubę. Wyjął z jej
wnętrza papierowy zwój opatrzony na końcu lakową pieczęcią z zieloną wstążką.
Człowiek podniósł zwój przed twarz i jednocześnie podniósł brwi w geście
znaczącym tyle, że to jest cel jego przyjazdu.
- W tym testamencie proszę pana, stoi, iż
będzie pan pełnoprawnym właścicielem zawartości tej oto szkatuły – w tym
momencie podał dryblasowi drugi kluczyk, którym to tenże otworzył kuferek
okazując jego wnętrze zainteresowanym. Uczucie irytacji mieszało się w głowie
Oberżysty razem z totalnym niezrozumieniem całej sytuacji, co dało początek
nowemu bardzo chaotycznemu w objawach zdenerwowaniu. Gospodarz rozłożył ręce i
począł gwałtownie potrząsać głową raz w prawo, raz w lewo i z grymasem na
twarzy wydawać z siebie jedynie ni to parsknięcia ni to syki. Niski grubas
wyciągnął ze szkatuły jakąś kartkę i razem z testamentem podsunął Oberżyście pod
nos.
- Widzi pan tę mapę – wskazał kartkę
wyciągnięta z kuferka – to mapa najbliższej okolicy pańskiej gospody z wyraźnie
zaznaczonym dworem i folwarkiem, o tu kilka mil na zachód. Domyślam się, że wie
pan o jakiej posiadłości mówimy – gospodarz kiwnął jedynie. – Jak pan również
wie dwór jak i folwark stoją już od wielu lat puste. Otóż mój mocodawca przed
śmiercią wykupił tą nieruchomość i ujął ją w swoim testamencie. A w nim z kolei
mowa jest o tym, że po jego śmierci stanie się pan właścicielem tej posiadłości,
jak i całego pozostałego majątku mojego mocodawcy spieniężonego na potrzeby
realizacji jego ostatniej woli, w kwocie stu tysięcy złotych denarów, co jako
ekonom, wie pan, że pokryłoby koszty utrzymania ze stu takich gospód, jak
pańska przez co najmniej dziesięć lat.
Oberżysta przestał kręcić głową i opuścił
ramiona. W tym momencie zaprzestał jakichkolwiek rozmyślań i po prostu słuchał
beznamiętnie człowieka.
- To wszystko zostanie na pana przepisane,
jest jednakże jeden warunek – gospodarzowi uruchomiła się w głowie maszynka
analityczna, by sprostać i uporządkować wszystkie te myśli, które właśnie
rozpoczęły szturm na jego zwoje. Wyraz twarzy stawał się bardziej przyjazny z
każdą sekundą. Perspektywa tak znaczącego zasilenia domowego budżetu była nader
kusząca, pomimo słów, które miały teraz paść z ust grubszego jegomościa. –
Jeżeli jest pan zainteresowany tą propozycją i jest pan gotów wysłuchać dalszej
części testamentu muszę usłyszeć od pana wyraźne potwierdzenie, inaczej nie
mogę kontynuować.
Maszynka analityczna została przekalibrowana z
trybu porządkowania chaotycznych natłoków myślowych na tryb alarmowy, jak
zawsze, gdy Oberżysta stawał się uczestnikiem rozmów dotyczących różnych
nakazów, zakazów, czy też innych przepisów. Jednakże, być może przez panującą
obecnie aurę, maszynka najwyraźniej się przegrzała, bo Oberżysta zaprzestał
jakich kol wiek analiz i wyszukiwania ewentualnych zagrożeń. Mowa była o dużych
pieniądzach i chciał to chociaż wysłuchać do końca, a nie zamartwiać się na
zapas, jak Żona.
- Zamieniam się w słuch, do rzeczy.
- W porządku – kontynuował notariusz. –
Przyjmuję, przy świadkach, że jest to pana zgoda na wysłuchanie dalszej części
testamentu mojego klienta i przechodząc dalej informuję, że majątek, który
został panu przedstawiony, może stać się pana własnością jeżeli zgodzi się pan
na jeden warunek, który jest niestety w tej sytuacji konieczny – człowieczek
przerwał na moment swój wywód. – Warunkiem tym jest rozwód z pana małżonką i
porzucenie obecnego trybu życia oraz przyjęcie tytułu szlacheckiego po moim
kliencie oraz porzucenie obecnej wiary i przyjęcie wiary mojego klienta, którą
tenże uważał za jedyną. Na dokonanie tych niezbędnych czynności ma pan tydzień
czasu oraz wszelką niezbędną pomoc prawną i techniczną z mojej strony. Jednakże
decyzję musi pan podjąć teraz – po tych słowach jeden z dryblasów rozstawił
przenośny pulpit, notariusz zaś położył na nim papier testamentu i wręczył
gospodarzowi pióro, jedno z tych nowych, eleganckich piór ze zbiornikiem na
atrament, zwanych wiecznymi.
Na te słowa Wszelkie możliwe maszyny, trybiki
i kanały w umyśle Oberżysty zatrzymały się i zniknęły z jego umysłu. Na ich
miejsce pojawiła się wielka, czerwona lampa, której światło biło niemożliwym do
zignorowania blaskiem, wręcz oślepiającym. Gospodarz wpatrywał się prosto w
oczy małego, okrągłego człowieka. Starał się ze wszystkich sił, aby spojrzenie
miało wyraz zakłopotania, czy też konsternacji, jednakże blask czerwonej
latarni był tak przemożny, że z oczu Oberżysty bił jedynie chłód nieufności,
którą najwyraźniej w sposób bardzo dobitny odczuł jego rozmówca.
- Jeżeli jednakże potrzebuje pan chwili do
namysłu to możemy wypić jeszcze jedną pyszną kawę – cała pewność małego
notariusza jakby rozwiała się w powietrzu, na jej miejscu pozostała niepewność
co do zamiarów i co najważniejsze odpowiedzi gospodarza na tą bardzo lukratywną
propozycję. – Może, aby wspomóc pana wybór chciałby pan wiedzieć, że w tej
szkatule jest jedynie niewielka część z tych stu tysięcy, rzecz jasna.
Pozostała kwota pracuje na bardzo duży procent w jednym z najznamienitszych
banków w naszym kraju. Z parę miesięcy pański majątek może ulec znacznemu
przyrostowi – czarne oczka przybrały kształt półksiężyców. – Jeżeli mam być
szczery, to w momencie pańskiej zgody otrzymam dość znaczną prowizję i w ramach
mojej wdzięczności oferuję panu moje usługi za darmo przez najbliższy rok,
jeżeli będzie pan potrzebował przewodnika i pomocnika aby wdrożyć się w świat
tak wielkich finansów – obnażone w szerokim, ale chyba mało szczerym uśmiech
zęby prezentowały się wyśmienicie.
Gospodarz obejrzał dokładnie stylowe pióro
notariusza, po czym bez słowa schował je do wewnętrznej kieszeni kamizelki.
Najwyraźniej gestu tego nie zauważył siwy mężczyzna, albo podszedł do tego
zaboru w sposób obojętny, gdyż wyraz jego twarzy pozostawał niezmienny,
najpewniej tkwił w nadziei pozytywnej odpowiedzi potencjalnego spadkobiercy.
Daremnie.
- Chyba pomylił pan adres, drogi panie –
bezlitosna, niewidzialna ręka wytarła uśmiech z lica notariusza. – Ja nie należę
do tego typu ludzi co za sporą sumę pieniędzy są w stanie porzucić wszystkich i
wszystko co ma dla nich wartość. Nie należę do dusigroszów, którzy dla chęci
pomnożenia zysków sprzedadzą własną matkę. Nie kryję, że takie pieniądze
przydały by mi się i mojej rodzinie, ale jak pan usłyszał mi i mojej rodzinie.
Jeżeli sądził pan, że za takie pieniądze, że za jakiekolwiek pieniądze wyrzeknę
się Boga i rodziny, którą jemu zawdzięczam to chyba się pan wczoraj urodził.
Nie wiem jakim musiałbym być człowiekiem, albo raczej ludzkim robakiem, aby
porzucić swoje dzieci i żonę i wyrzekając się swojej wiary przyodziać się w
jakieś tam tytuły i gospodarzyć na majątku zbudowanym na nie wiadomo jakiej
krzywdzie ludzkiej. Dlatego radzę panu zwinąć ten kram, schować swoich dryblasów
i zabierać swój zadbany tyłek do swojej mysiej dziury. Żegnam pana, czas
przygotować wieczerzę wigilijną, życzę panu wszystkiego dobrego na te święta –
ścierka została przerzucona na drugie ramię, a ręce oparte o biodra. – Ach, to
eleganckie pióro potraktuję jako prezent pod choinkę od pana. Do widzenia i
szerokiej drogi.
W
ekspresowo szybkim tempie grymas twarzy otyłego, siwego człowieka przybrał
bardzo niezadowolony wyraz i cała ekipa zawinęła się wraz z testamentem i
szkatułą do swojego wielkiego, czarnego powozu. Jeden z dryblasów smagnął batem
i wydając donośny okrzyk pognał konie w kierunku miasta. Oberżysta zamachał na
pożegnanie, poklepał miejsce ukrycia pióra i odwróciwszy się na pięcie odszedł
przygotować rodzinne spotkanie na ten wyjątkowy dzień w roku.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz